My i nasze książki

Książki. Zanim zacząłem się bawić w całą tą fantastykę już czytałem i to całkiem sporo jak na dzieciaka w podstawówce. Przerobiłem Tomki, Juliusza Verne, Winnetou i wszystko inne, co można było podciągnąć pod powieść podróżniczo fantastyczno przygodową. Kiedy ja kończyłem trylogię Sienkiewicza inni dopiero zaczynali „Janko Muzykant”. Miałem też pierwsze zetknięcie z Tolkienem. Niestety bardzo niefortunne. Starszy kolega na koloniach podrzucił mi „Dwie Wieże” z zapewnieniem, że to świetna pozycja. Nauczka była taka, że nie powinno się zaczynać tej wagi powieści od środka (przynajmniej za pierwszym razem) w dodatku od wiersza. Na szczęście drugie podejście odbyło się już z pełną świadomością wagi sytuacji i znajomością tematu.
Po złapaniu bakcyla czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce i tyle na ile było mnie stać. Stety bądź nie należę do tej grupy czytaczy, którzy muszą mieć czytaną pozycję na półce. Efekty są dwa. Ciągle powiększająca się biblioteczka i pusty portfel.
W końcu nastał moment, kiedy od czasu do czasu sięgałem po ksiązki już przeczytane. I tu, dość często następowało rozczarowanie, jaka ta fabuła jest banalna, autor, co najwyżej powinien pisać horoskopy do gazet itp. Czy to z biegiem lat wyrobił mi się smak literacki, czy może przeczytałem już tyle, że trudno jest mi znaleźć nieszablonowy tekst, który po okrojeniu z imion i nazw nadal będzie inny od pozostałych. Co gorsza książki które kiedyś chciałem przeczytać a zrobiłem to dopiero teraz ze względu na finanse również nie wydają się tak wspaniałe. Ot jakiś Mroczny elf biegający z czarnym kociakiem za swoim przeznaczeniem – NUDA. Najwyższy czas zrobić głęboką weryfikację autorów i zabrać się za poważną fantastykę, czas na zmiany. Rzekłbym, że zmienił mi się światopogląd i ogólne podejście do tematu, a brak czasu wymusił bardziej sumienny wybór pozycji, poparty recenzjami z kilku źródeł, jak również klasą samego autora.
A teraz pytanie czy młody czytasz powinien od razu rzucać się na głęboką wodę? Załóżmy, że stał się fanem fantastyki i chce wchłonąć jak najwięcej. Co tak osoba wyniesie z lektury książki , której prawdopodobnie nie będzie w stanie docenić a czasami nawet w pełni zrozumieć ukrytych treści, ze względu na swój młody wiek (mówię o ogóle). Czy nie lepiej żeby zaczęła od lżejszych pozycji i stopniowo nabierała dojrzałości literackiej. Zaraz ktoś powie, że powinno się czytać tylko dobrą literaturę, ale dobre dla jednego wcale nie oznacza tego samego dla innego człowieka. Osobiście wiele razy mam/miałem wrażenie, że książka mnie męczy tylko po to żeby po jakimś czasie przejść przez nią bez zająknięcia - tak jak z Tolkienem. Czy jeśli zdarzy się wam, że jakiś młody fan zapyta was, „od czego mógłbym zacząć?” to rzucicie mu Hobbita czy Silmariliona? Dla mnie wybór jest oczywisty.

Komentarze

  1. Stawiam na Czerwone Ćwieki Howarda. ;) A tak na serio, jeśli już koniecznie Tolkien, to Rudy Jil i Jego Pies (czy jakoś tak) i później Hobbit. Znaczy Czerwone Ćwieki. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty