KB#3 Star Wars powrót do przeszłośći

Sesja, którą najlepiej wspominam? No cóż, kilka ich było i z każdej da się wyłuskać coś pozytywnego, co zapadło mi w pamięci. Niestety większość czasu poświęciłem na prowadzenie, ot taki wioskowy głupek, który dał się wrobić w czarną robotę.
Ze swoimi graczami, postaciami przemierzałem Orchię, Tortill, Kryn i kilka innych światów bez nazwy. Przedzierałem się przez zgniliznę starego świata i labirynty tajnych baz wojskowych. Trafiłem również do bardzo, bardzo odległej galaktyki, w której moi gracze próbowali zarobić trochę kredytów i nie dać się złapać Imperium. To właśnie tam poprowadziłem sesję, którą zawsze dobrze wspominam.

System
Star Wars D6 – West End Games

Drużyna
To był dość typowy jak na ten system układ
Arin (Rybałt) – szmugler, kapitan YT-1300
Fenris Yeager (Piotrek) – drugi piloty, mechanik, podatny na moc
R2 (Ja) – zadziorny i pyskaty droid nawigacyjny, zdobyty na jednej z wcześniejszych eskapad
Drużyna była naprawdę dobrze zgrana i świetnie wczuwała się w swoje role. Jeśli mam być szczery to właśnie z nią poczułem jak można czerpać przyjemność z prowadzenia. I jest to też powód, dlaczego zdecydowałem się na przedstawienie wam właśnie tej sesji.

Przygoda
Przygoda była pomieszaniem kilku konwencji i pomysłów wcześniej już wykorzystanych w książkach i filmach. Sposób opisu miejsc, postaci i zastosowane nazwy miały w łatwy i szybki sposób przenieść graczy w świat Arturiański.
Sesja zaczęła się niewinnie. Proste zlecenie na transport produktów. Sielanka, jaka panowała na pokładzie podczas lotu została gwałtownie przerwana alarmem przeciążanego hipernapędu. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyli gracze po wpadnięciu do sterówki, były odmienny od normalnego widok podprzestrzeni. Wszechświat na zewnątrz zaczął się niebotycznie rozciągać, pojawiły się pęknięcia, które z każdą chwilą powiększały się by w końcowym etapie rozerwać wszystko na małe kawałki. W tym samym momencie statkiem szarpnęło gwałtownie, załoga upadła na pokład a w kabinie zapadła ciemność rozświetlana kontrolkami podstawowych systemów statku.
Zanim ktokolwiek zdążył w pełni dojść do siebie, statkiem szarpnęło kolejny raz a w iluminatorze pojawiły się dwa bliźniacze słońca. Statek wyszedł z hiperprzestrzenni tak blisko układu, że drużyna nie miała najmniejszej szansy na jego ominięcie. Jedyne co pozostało to przelot przez sam środek piekła. Arin chwycił za stery i skierował statek w jedyny możliwy punkt, reszty dokonała grawitacja. W skwarze i z wtórem dźwięków naprężeń konstrukcji YT-1300 wyskoczył po drugiej stronie ciągnąc za sobą ognisty ślad. Szybka ocena sytuacji rzuciła cień na nadchodzące minuty. Statek znalazł się na niskiej orbicie planety, której systemy wcześniej nie zarejestrowały. Napęd nie działał i pierwsze próby nie wskazywały na to by udało się go uruchomić w ciągu kilku najbliższych sekund.
YT-1300 jednocześnie zaczął nabierać prędkości i zbliżać się do powierzchni planety. Arin po raz kolejny rzucił się do sterów starając się, chociaż w najmniejszym stopniu wpłynąć na lot maszyny. W tym samym momencie Fenris próbował przywrócić działanie napędu repulosorowego. Czy to dzięki szczęściu, czy może dzięki umiejętnościom, transportowiec osiadł w bagnie z hukiem włączonych w ostatniej chwili repulsorów. Wszystkie systemy zamarły a w kabinie zapadła cisza przerywana odgłosami pracującego poszycia.
Dokładna diagnostyka pozwoliła stwierdzić, że całkowitemu zniszczeniu uległ kryształ mocy odpowiadający z modulację energii przekazywanej z reaktora do wszystkich systemów. Bez nowego kryształu naprawa statku była niemożliwa.
Po krótkiej chwili zastanowienia Fenris i Arin postanowili ruszyć w poszukiwaniu jakiejkolwiek cywilizacji. Było to o tyle łatwe, że na horyzoncie majaczył im widok potężnego zamku. Dwa dni później, wzbudzając ogólne zainteresowanie, zmieszanie i strach, obydwaj podróżnicy znaleźli się w średniowiecznej wiosce u podnóża góry dźwigającej na swych barkach ich cel podróży – warowny zamek.. Zanim zdążyli naważyć sobie piwa rozległ się odgłos tętnienia końskich kopyt i do wioski wjechała kolumna rycerzy. Chwilę później nowoprzybyli utworzyli okrąg wokół bohaterów. Na czele grupy wyjechał starszy mężczyzna w zwiewnej todze, z długą siwą brodą i włosami. Przedstawił się jako Askazany, nadworny mag Króla Arturiusa. Gracze dowiedzieli się też, że ich przybycie zostało przepowiedziane oraz, że są zaproszeni na zamek.
Mniej więcej w tym momencie nastąpił przełom, gracze gwałtownie zmienili postrzeganie realiów świata z uniwersum Star Wars na mit Arturiański.
Następne zdarzenia potoczyły się szybko. Na oficjalnej audiencji zostali przedstawieni władcy, który poprosił ich o opowiedzenie ich historii. Wieczorem, gdy znaleźli chwilę na przemyślenia zlecili jednostce R2 określenie pozycji planety na podstawie obserwacji gwiazd. Z dobrą nowiną odwiedził ich też Askazany. Otóż kilkanaście lat temu na powierzchnie planety spadł inny statek. Możliwe, że na miejscu kraksy uda się skompletować części zapasowe.
Król nie zastanawiał się długo i zarządził przygotowania do wyprawy. Podróż trwała sześć dni konno. Oprócz Askenazego graczom towarzyszyło kilku rycerzy i żołnierzy.
Podczas swej drogi, drużyna stopniowo zostawiała za sobą cywilizowane obszary. Trzeciego dnia zostali nawet zaatakowani przez latające bestie mroku, nasłane przez Morgianę. Na końcu swej podróży wyprawa dotarła na miejsce kraksy. Było nim zbocze góry rozryte na długości około 5 kilometrów a na jego końcu leżał, przysypany gruzem myśliwiec mogący być prekursorem starego Z-95. Mimo dużych uszkodzeń kryształ wydawał się nieuszkodzony, niestety był za mały.
Po powrocie do zamku nadeszła wiadomość o przejęciu ich transportowca przez Morganę. Jej ludzie wyciągnęli go z bagna i przetransportowali do twierdzy wiedźmy. Na dokładkę R2 skończył obliczenia i okazało się, że o ile udało mu się ustalić pozycję planety we wszechświecie to według danych została ona zniszczona kilka tysięcy lat temu.


Askanazy stał się bardzo nerwowy i ciągle powtarzał o swoich „złych przeczuciach”. Statek w rękach Morgiany może stać się bronią która zrobi z niej niepokonanego przeciwnika.
Decyzja o ataku była natychmiastowa. Zmobilizowano wszystkie siły. Fenris I Aris wyposażyli najlepszych kuszników w karabiny szturmowców i przeszkolili ich w obsłudze.
Bitwa nie trwała długo. Dzięki karabinom armia rycerzy szybko rozbiła główną bramę i wojska Artura wdarły się do fortecy. Zadaniem graczy było jak najszybsze dotarcie do statku, w tym samym czasie Askanazy miał odnaleźć, Morgianę i unieszkodliwić ją.
Do graczy podążających jednym z zamkowych korytarzy dotarł dźwięk pracujących silników statku, przeplatany buczeniem i skwierczeniem nieznanego pochodzenia. Po dotarciu na miejsce graczom ukazał się przestronny hangar mieszczący w sobie YT-1300 i leciwy już prom nieznanego pochodzenia. Pomiędzy nimi gracze ujrzeli Askanazego i Morgianę walczących na miecze świetlne.
Jak zapewne się domyślacie mag pokonało czarownicę, a wraz z nią w niepamięć odeszła jej armia.
Tu kilka spraw się wyjaśnia. Askazany był jest rycerzem jedi, który ścigał sitha o imieniu Morgana. Anomalia podprzestrzenna w pobliżu bliźniaczego słońca sprowadziła tą dwójkę to tego zapomnianego świata, i uwięziła na długie lata.
Po długiej dyskusji z Askanazym i ze wsparciem R2 wydawało się, że jedyną możliwością powrotu było wejście w nadprzestrzeń przy maksymalnym przeciążeniu wywołanym przejściem pomiędzy bliźniaczymi gniazdami. Metoda wydawała się dobra, wymagała tylko przeżycia przelotu z pełną prędkością pomiędzy gwiazdami, przeskoczenia do podprzestrzeni w ściśle określonym momencie, nie przepalenia się hipernapędu i odrobiny szczęścia.
Oczywiście jak się domyślacie manewr się udał i wszyscy wrócili do siebie. No może za wyjątkiem Askanaza, który postanowił dożyć swoich dni na dworze Artura.

Wrażenia
Sesja przebiegła bardzo sprawnie, cały czas coś się działo i wszyscy byliśmy w pełni zaangażowani. Moje kiepskie umiejętności przelewania myśli na papier tu dzież ekran nie są w stanie pokazać wam tempa akcji oraz emocji, jakie mogłem odczytać z zaangażowania graczy, mimo prostoty scenariusza. Dla mnie oprócz dobrej zabawy, nagrodą były miny graczy i komentarz: „Kurcze ani razu nie rzuciliśmy kostkami”

Niech Moc będzie z wami

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty